Ostatnio widziałem w
klipie filmowym dołączonym do artykułu, zamieszczonego na racjonaliście.pl pt:
„Świecki Obama”, jak prezydent USA nawoływał do opierania się w sprawach
społecznych, na „tym co wszyscy widzimy”. Chodziło mu o to, że ponieważ Stany
Zjednoczone nie są już krajem wyłącznie chrześcijan, społeczeństwo powinno
pielęgnować przede wszystkim wartości ponadreligijne. Prezydent, który zyskał
mój wielki szacunek za to wystąpienie, najsłuszniej w świecie zauważył, że
gdyby on jako chrześcijanin i Amerykanin, lub inny amerykański chrześcijanin
zauważył Abrahama unoszącego nóź nad związanym Izaakiem, nie zastanawiałby się
w tym momencie nad tym, co bóg mógł powiedzieć Abrahamowi, i nad głębią sensu
wyboru boskiego Abrahama jako swego sługi, lecz wezwałby oddział policji
zwalczający przemoc wobec nieletnich.
Słusznie
mówił Obama, iż USA nie są już
jednolicie chrześcijańskim krajem, zresztą można postawić pytanie, czy
kiedykolwiek były, weźmy choćby
kwakierską Pensylwanię… Ojcowie założyciele USA (Adams, Franklin, Jefferson,
Madison, Hamilton, Washington) byli z wyjątkiem jednego deistami, którzy
traktowali boga jako wielkiego fizyka zwracającego, jak mówił Washington nie na
etykietki religijne, ale na rzeczywiste postępowanie człowieka[1].
Łączył to Washington z tym, że „ludzkość staje się coraz bardziej liberalna”
(wtedy słowo liberalny było jeszcze rzadko używane). Uniwersalne traktowanie
godności człowieka to esencja liberalizmu i liberalnej etyki. Deiście
rozpoznawali w wielości sekt, po prostu niedoskonałość ludzką, a jednocześnie
rozumieli potrzebę walki o godność człowieka, jako człowieka, a nie kalwinisty
czy luteranina. Christopher Hitchens ciekawie opisał w swej książce o Thomasie
Paine, wpływ deizmu na np. umowy handlowe z Algierem z lat 90 XVIII wieku. W tekście
umowy, była mowa o ty, że „ponieważ USA nie zostały założone na wartościach
chrześcijańskich”, nie ma problemu z traktatem zawartym z państwem
muzułmańskim. Podobnym znakiem zwycięstwa Oświecenia jest traktat Hiszpanii z
Marokiem w 1766 roku, kiedy to minister hiszpański hrabia Floridablanca pisał,
że można z Marokańczykami handlować tak samo jak z Włochami, co oznaczało, że
re konkwista i epoka katolickiego zacietrzewienia dobiega końca, a rozpoczyna
się epoka patrzenia na uczynki, a nie etykietki.
Etyka może być tylko
uniwersalna, a więc świecka, co rozumie każdy człowiek obdarzony rozumem, bo
tylko wtedy owa etyka opiera się na tym co jest dostępne dla wszystkich i nie
buduje dodatkowych murów miedzy ludźmi, a wiec dobra etyka to etyka
obywatelska. Wymaga ona otwartego umysłu i pewnego minimum zdrowego rozsądku. Etyka
i moralność są na potrzebne jako wsparcie dla liberalnego, tj. równego wobec
wszystkich prawa, ponieważ prawo określa tylko minimum wymagań moralnych. Etyka
musi być społeczna, bo ma być stosowana wobec konkretnego społeczeństwa. Etyka
chrześcijańska, jak sama jej nazwa wskazuje nadaje się do regulowania stosunków tylko między chrześcijanami, jeśli
stosować ją uniwersalnie staje się oksymoronem, bowiem propaganda jezusowa stosowana
wobec tych, co mają Jezusa za jedną z wielu i wcale nie najważniejsza z postaci
historycznych, przeczy wszelkim definicjom etyki. Zespolenie moralności z nieokreśloną nadzieją, czyli religią nic nie
wnosi do moralności rzeczywistej, ponieważ ona i odnosić
się do doczesnego życia (o życiu społecznym w domniemanym niebie nie da się nic
rzec).
Używam zamiennie słów
etyka i moralność, ponieważ do końca nie wiadomo co różni te dwie sprawy. W
Wikipedii możemy przeczytać, że etyka to nauka zajmująca się pochodzeniem
zasad moralnych i ich sensem, a zasady
moralne przyjmują najczęściej formę zdań rozkazujących lub zakazujących,
których naruszenie wywołuje zwykle zwykle
wewnętrzny konflikt psychiczny (poczucie winy). Np. zasada moralna: "nie
zabijaj" może być wywiedziona z
etyki religii abrahamowych (życie ludzkie jest święte, jako dar
boski), buddyzmu (sprzeciw wobec
zadawania cierpienia), humanistycznych (wszyscy
jesteśmy równoprawnymi członkami ludzkiej wspólnoty), lub
liberalno-indywidualistycznych (życie ludzkie jest własnością jednostki
oraz podstawą jej wolności). Tak naprawdę jednak stosuje się słowa moralność i
etyka zamiennie, np. chyba nigdy nie słyszałem o etyce islamskiej tj. islamskim
systemie wartości i cnót, a jedynie o tak lubianych przez tą religię/ideologię
zakazach moralnych.
Wielką
zasługą oświecenia jest dostrzeżenie innych systemów etycznych od abrahamowych,
w tym zwłaszcza ateistycznej etyki Chin, ale także dziwnych bóstw Syjamu,
którego mieszkańcy w XVII wieku wydawali się francuskim wysłannikom równie
godni i uczciwi jak chrześcijanie. Twardogłowy świat religijny i jego jezuiccy
reprezentanci robili co mogli, by zawłaszczyć te nowoodkryte systemy etyczne, i
albo schrystianizować konfucjanizm, albo samych chińczyków, jednocześnie
zwalczali takich oświeceniowców jak Montesquieu, Voltaire czy Lessing, ponieważ
ci dostrzegali oczywisty fakt, iż Chińczycy postępują równie porządnie jak
Europejczycy, a nakazy ich moralności są
podobne, i idea Jahwe nie była im do niczego potrzebna.
Ojciec niemieckiego
oświecenia, profesor na uniwersytecie w Halle, Christian Wolff (1679-1754), uważał, że ludzie powinni być równi wobec
prawa (wywodził to z liberalnej interpretacji Biblii), był jednocześnie
lojalnym poddanym Prus i zwolennikiem patriarchalnej koncepcji władzy. W 1723 roku Fryderyk Wilhelm wypędził go z
Halle, za to, że Wolff pochwalił czystą
moralność konfucjanizmu wnioskując, że ludzki rozum jest zdolny o własnych siłach prowadzić życie
etyczne, co było nie do przyjęcia dla
dominujących na uniwersytecie pietystów i króla, który uznał to za atak na
boskość władzy[2].
Po wstąpieniu na tron w 1740 roku, Fryderyk II zaprosił go z powrotem do Prus i
uhonorował.
Jak podkreśla znawca
oświecenia Paul Hazard, odkrycie świata pozaeuropejskiego dały elitom Europy
podstawy intelektualne do korekty sekciarskiej i opresyjnej na zewnątrz, etyki
chrześcijaństwa, tak by nadawała się ona dla wszystkich. Oświeceniowcy dokonali
tego, niezależnie od tego czy jak Carl Becker („Państwo Boże
osiemnastowiecznych filozofów”) uznamy ich za spadkobierców Arystotelesa, czy
jak Ernst Cassirer („Filozofia Oświecenia”) ojców nowoczesnego myślenia o
polityce. Spinoza odrzucił wyrzuty sumienia jako niepotrzebną autodestrukcję
psychiczną, chwaląc przeprosiny jako zachowanie poprawne społecznie. Pierre
Bayle zauważył, że religia nie stanowi hamulca przed złymi zachowaniami i
łamaniem prawa. Christian Thomasius dostrzegł jak bardzo egoizm religijny
hamuje nowoczesne nauki. Locke oparł na woli boga prawa naturalne i wywiódł z
nic prawa jednostki, które zasługują na szacunek zwłaszcza w sferze sumienia i
wyznania. John Toland powołując się na Fontenelle’a, Bayle’a, Hobbesa
i Spinozę, oraz wielu innych, radził w pracy Christianity not
Mysterious (1696), oczyścić Biblię z tego co niedorzeczne i uczynić rozum i
tolerancję naczelnymi zasadami społecznymi i namawiał do emancypacji Żydów.
Voltaire domagał się aktywnego zwalczania nietolerancji, Kant stworzył
alternatywną wobec Locke’owskiej wersję liberalizmu, odnosząc się do
przekonania jednostek o własnej celowości, które implikuje konieczność nadania
im równych praw. U Kanta postawą społeczeństwa jest wolność i odpowiedzialność:
„Postępuj tak, jakbyś chciał, by twoje postępowanie stało się obowiązującym
prawem”. Hume gromił tzw. „cnoty mnisie” i zalecał kształcenie umysłu i
działania charytatywne zamiast pustych formułek pacierzy (widział
w religii, nie tyle produkt ludzkiej głupoty, lecz przede wszystkim
produkt niezaspokojonych potrzeb, zwłaszcza poczucia bezpieczeństwa, lecz
zaznaczał, że ten lek nie pomaga, a strach
nie maleje, zaś rozwój instytucjonalny religii,
doprowadza do przemocy), wolał by ludzie dali innemu zarobić, niż żyli w
przesadnej dewocyjnej skromności. Holbach w swoim dziele:
System przyrody
czyli prawa świata fizycznego i moralnego, wydanym w Londynie
w 1770 roku, prezentował racjonalistyczny system nakazów moralnych
opartych na godności jednostki:
„...Bądź
sprawiedliwy, bo sprawiedliwość jest ostoją ludzkości. Bądź dobry, bo dobroć
zniewala wszystkie serca. Bądź wyrozumiały, bo sam jesteś słaby i żyjesz wśród
istot równie słabych jak ty. Bądź łagodny, bo łagodność zjednywa uczucie. Bądź
wdzięczny, bo wdzięczność podtrzymuje i żywi dobroć. Bądź skromny, bo pycha oburza
istoty, które ciebie kochają. Wybaczaj obelgi, bo zemsta utrwala nienawiść.
Czyń dobro temu, kto cię znieważa, aby okazać swoją wyższość i pozyskać jego
przyjaźń. Bądź umiarkowany, wstrzemięźliwy i obyczajny, bo rozpusta,
rozwiązłość i nadużycia zniszczą twój organizm i ściągną na ciebie pogardę[3]...”.
Każde z tych Holbachowskich przykazań
zawiera uzasadnienie, i nie wymaga odwołania się do gniewu judejskiego bożka,
by rościć uzasadnioną nadzieję na to, że ludzie będą we własnym interesie
postępować słusznie. Jako determinista, Holbach uważał, że wolna wola jest
złudzeniem wynikającym z tego, ze nie znamy większości przyczyn, jakie kierują
naszymi losami, co implikowało jego ateizm, ale w sferze stosunków społecznych
obawiał się, połączenia deterministycznej natury z systemem prawnym. Jednak
podobnie jak Cesare Beccaria zalecał raczej resocjalizację niż kary. Taki
zresztą był duch oświecenia, które wierzyło, że lidzie są źle kiedy trwają w
niewiedzy. Podobnie zresztą myśleli już niektórzy humaniści XVI wieku np.
Erazm. Holbach był jednym z pierwszych zwolenników teorii o zmienności natury,
co poprzez Lamarka doprowadziło w końcu do ewolucjonizmu Darwina.
Rewolucja francuska, a właściwiej jej
jakobiński etap, został słusznie
rozpoznana przez liberała Beniamina Constanta jako krwawa próba wskrzeszenia
antycznej republiki (w takich Atenach czy Sparcie jednostka nie liczyła się
wiele i miała służyć państwu, podczas gdy w ładzie liberalnym to państwo jest
sługą jednostki, co rozumieli nawet niektórzy monarchowie absolutni, jak np.
Fryderyk II, który uważał się za „pierwszego sługę państwa”) w nowoczesnym
indywidualistycznym społeczeństwie. Constant uznał konserwatystów takich jako
Barruel, Burke i de Maistre za fantastów równych radykałom jakobińskim
(Robespierre, Danton) ponieważ ci również idealizowali przeszłość zapominając o
człowieku tu i teraz, i o jego prawach. Historyzm XIX wieku nie rozumie
uniwersalizmu osiemnastowiecznego, dlatego wiek pary tworzył alternatywne anty-indywidualne
modele etyczne; protestancko-kapitalistyczny, obywatelsko-nacjonalistyczny,
itd. Liberalny humanizm już wcześniej ośmieszył pusty wojskowy heroizm (w XVIII
wieku August Schlötzer krytykował historię rozumianą jako ustawiczne wojny – Mordgeschichte i zalecał uprawianie
społecznej historiografii handlu, życia codziennego i kultury). XIX-wieczny
etos nacjonalistyczno-obywatelski stracił zęby szczując przeciw sobie i
mordując miliony cywilów w mundurach podczas I wojny światowej,
protestancko-kapitalistyczny obalili w ostatnich dekadach badacze z Groningen,
którzy nie tylko przypomnieli, że kapitalizm wynika z braku surowców a nie z
jakiejś etyki (kolebką kapitalizmu były Włochy, a nie kalwińska Holandia), lecz,z
dowiedli, iż XVI wiek dał podobny handlowy impuls całej Europie, a to w jakim
stopniu kraje na nim skorzystały zależało raczej od rządów. Z drugiej jednak
strony Montesquieu ma rację, że handel jak każda inna forma rozwijania wiedzy o
świecie sprzyja łagodzeniu obyczajów. Era demokracji i związanej z nią
masowości połączonej z paradoksalną alienacją obywateli (Tocqueville już pisał,
ze demokrata uważa każdego za równego sobie i nie uczy się od innych), oraz
doświadczenie XX-wiecznych totalitaryzmów, kazały na nowo docenić idee
Montesquieu – zwłaszcza ideę równowagi między władzami dającą trochę
przestrzeni obywatelowi, podobnie jak idee Kanta i Lessinga, do których
nawiązała np. Hannah Arendt.
Totalitaryzmy
nazistowski i socjalistyczny można interpretować, zgodnie z poglądem Ludwiga von Misesa, jako ostatni
bunt religii i pseudoreligii przeciw rozumowi i liberalizmowi, a nie jak chcą
tego religie judejskie walki ideologii z religiami. W XIX wieku ateiści sami
jeszcze byli przygnębieni swą utratą religii (Renan, Nietzsche), choć np.
angielscy sekularyści jak Charles Bradlaiugh dostrzegali w niej szansę na
lepsze społeczeństwo, w XX wieku pesymizm ateistyczny egzystencjalistów (Camus,
Sartre) wyparty został przez sekularyzm „nowych ateistów” (m.in. Sam Harris
pisał, że ich optymizm wyprowadza religiantów z równowagi, którzy woleli by
nadal mieć do czynienia z egzystencjalistami). Jednocześnie w naszych czasach darwinizm społeczny
Spencera przegrał w walce z roszczeniowym demokratyzmem, i rewizjonistycznym
socjaliberalizmem, a humanistyka połączyła się z wiedzą biologiczną (socjobiologia). Memy
Dawkinsa, czyli geny kulturowe odpowiadać mają za nasze etyczne wybory.
Podobnie jak Holbach, Dawkins uznaje religię za czynnik kulturowy, który na
początku wspierał człowieka w próbie stworzenia społeczeństwa, lecz potem już
tylko niósł nienawiść i śmierć. Dawkin uznał religię za przestarzały już nieco
mem, który trzeba odrzucić w nowych warunkach społeczeństwa świeckiego. Jak
czytałem w tomiku: „Prognozy” (kolekcja tekstów różnych autorów przewidujących
naukę i cywilizację przyszłości) Daniel Dennet akceptuje memy Dawkinsa, lecz
zaleca ostrożność w objawianiu praw nauki szerszemu gronu („ostrożność przy
puszczaniu memu”), zaś Sam Harris pisze, żebyśmy nie zapominali, iż genetyka
wprawdzie zwalczyła „naukowy” rasizm dowodząc, że genom ras się w zasadzie nie
różnią, lecz w przyszłości nauka może nam objawić także jakąś aspołeczną prawdę.
Taką prawda o której już teraz ludzie boją się mówić jest np. skandalicznie
niskie IQ Afrykańczyków, wynikajaca z tego strachu, poprawność polityczna i
postmodernistyczny multikulturalizm kładący na jednej półce wiedzę Zachodu i
jakieś religianckie folklory stanowi zagrożenie dla etyki niż sama nauka.
Wychowywanie każdej grupy etnicznej według jej kategorii kulturowych skrytykowła
Melanie Philips narzekając na brak jakiejś brytyjskiej wersji uniwersalnego
American Creed, podobnego do tego jakie głosił Washington, a dziś Obama.
Francuzi nie zamierzający się cackać z burkami chyba zachowali jeszcze resztki
liberalnego uniwersalizmu. Liberalizm bowiem nie jest relatywistyczny, lecz
zawsze ujmuje się za jednostkę, a bagaż kulturowy uważa za wtórny i o tyle
konstruktywny, o ile jest racjonalny. Dlatego np. odrzucenie
mesjanistyczno-romantyczno-religianckiej abstrakcyjnej „polskości”, wyjdzie nam
na dobre. Staniemy się mniej Polakami, ale bardziej ludźmi…
Tekst
ten w formie początkowej został przeze mnie odczytany na zebraniu poznańskiego
oddziału Polskiego
Stowarzyszenia Racjonalistów 16 października 2012 r.
Piotr Napierała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz