piątek, 2 listopada 2012

Nędza intelektualna konserwatyzmu




Tak samo jak socjaliści, konserwatyści tworzą wyidealizowane utopie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, z tą różnicą, że te konserwatywne utopie mają jakimś tam związek z przeszłą rzeczywistością.  Konserwatystów przejrzał już pod tym względem dziewiętnastowieczny francuski liberalny autor Beniamin Constant.
Oczywiście konserwatyści podpierając się autorytetem przestraszonych rewolucją liberałów twierdzą, iż to ich idea jest rozsądna, a podążanie za pomysłami pochodzącymi z głowy – niebezpieczne, a więc za utopie uważają oni liberalizm i socjalizm, jednak to właśnie liberalizm z jego utylitarnym zacięcia i reformistycznym nastawieniem oraz uniwersalnym indywidualizmem, odnotował największe sukcesy jako idea polityczna, a przy okazji także ekonomiczna. Konserwatyści postulują trzymanie rozumu w ryzach tradycji, upatrując w nim siły destrukcyjnej, natomiast ja po liberalnemu powiem, że to przede wszystkim rozum powinien trzymać w ryzach rozbudzone narodowe i religijne histerie, jakimi posługiwał się i nadal posługuje dla swych celów konserwatyzm. Siły destrukcji, są oczywiście w każdym z nas, ale łącza się raczej z emocjami i irracjonalizmem, którymi karmią się utopijne ideologie i religie. <br /><br />
Nie bez kozery autor książki: „Fahrenheit 451”, z roku 1953, Ray Radbury przedstawił w niej utopijną wizję społeczeństwa palącego wszelkie książki, jako źródła szkodliwych emocji. Mnie osobiście palenie książek kojarzy się z czymś wręcz przeciwnie, zresztą jak słusznie zauważył mój przyjaciel, książka (jak i film Françoisa Truffauta z 1966 roku będący jej ekranizacją), jest bez sensu, ponieważ, jak bez książek mogliby oni przekazywać wiedzę techniczną do użytku tej niby wysoko rozwiniętej cywilizacji. Zresztą w filmie palą głównie książki fabularne i filozoficzne, nie ma natomiast powiedziane, co dzieje się z tymi technicznymi. Bardziej przemawia do mnie scena z serialu Family Guy, gdzie fanatycy religijni palą książki „szkodzące bogu”, w tym dzieła Dawkinsa, Hawkinga i… podręcznik do matematyki dla szkoły podstawowej. Faktem jest jednak, że czyste emocje są niebezpieczne. Jest takie powiedzenie, że człowiek postępuje rozsądnie, po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości, sam wiem jak wiele jest irracjonalizmu, gniewu i destrukcji we mnie samym, i jak dużo mnie czasem kosztuje, by się nie rozklejać w szale żalu, lecz by działać logicznie i racjonalnie. <br /><br />

Tak więc to rozum jest siłą kontrolującą i wprowadzającą ład, co zresztą jako tako rozumieli nawet scholastycy, próbując rozumowo dowieść istnienia boga, na czym rzecz jasna połamali sobie żeby. Trzeba przykładać starań, by emocje nie brały góry, i np. tak jak nie lubię premiera Tuska, za jego zbyt duży jak dla mnie konserwatyzm, to cenię go za to, że dość umiejętnie przekłuwa w swych przemowach nadęte PISowskie balony emocji.<br /><br />

 Konserwatyzm odwołuje się do emocji, co zauważono już wiele razy. Na przykład klasyczny liberał austriacki Friedrich von Hayek krytykował nadmierny optymizm opartych na racjonalizmie radykalnych reform społecznych, lecz z drugiej strony mocno krytykował konserwatyzm, która to ideologię uznawał za okazjonalnie przydatną, lecz jednak jałową, jak pisał w swoim postscriptum  do książki: Konstytucja wolności” z 1960 roku:<br /><br />

„…Konserwatyzm jest uzasadnioną, prawdopodobnie potrzebną, a na pewno rozpowszechnioną postawą opozycji w stosunku do gwałtownych zmian. Od czasu Wielkiej Rewolucji Francuskiej odgrywa ważną rolę w europejskiej polityce. Aż do narodzin socjalizmu, przeciwieństwem konserwatyzmu był liberalizm. W historii Stanów Zjednoczonych brak tego rodzaju przeciwstawienia, ponieważ to, co w Europie nazywano liberalizmem, w Ameryce było wspólną tradycją, na podstawie której tworzył się ustrój. W ten sposób obrońca amerykańskiej tradycji był liberałem w europejskim tego słowa znaczeniu. Do jeszcze większego zamieszania doprowadziły ostatnio próby przeszczepienia do Ameryki europejskiego typu konserwatyzmu, który będąc obcym amerykańskiej tradycji, przybrał nieco dziwaczny charakter. Przy tym wszystkim, już wcześniej amerykańscy radykałowie i socjaliści zaczęli nazywać się liberałami. Niemniej jednak, w tym miejscu użyję słowa „liberalne” dla określenia zajmowanego przez siebie stanowiska, które, moim zdaniem, jest jednakowo różne zarówno od autentycznego konserwatyzmu, jak socjalizmu. Chcę jednak od razu zaznaczyć, że czynię to z coraz większą obawą i będę musiał zastanowić się nad odpowiednim określeniem dla partii wolnościowej. Po pierwsze dlatego, że termin „liberalny” jest dziś w Stanach Zjednoczonych przyczyną ciągłych nieporozumień; po drugie dlatego, że dominujący w Europie rodzaj racjonalistycznego liberalizmu jest jednym z przewodników socjalizmu… konserwatyzm z natury nie potrafi zaoferować alternatywy dla kierunku, w jakim się rozwijamy. Owszem, może osiągnąć sukces, stawiając opór aktualnym tendencjom i spowalniając niepożądane zmiany, niemniej jednak nie jest w stanie ich powstrzymać, ponieważ nie wskazuje innych możliwości. Z tego powodu konserwatyzm jest niezmiennie skazany na kroczenie ścieżką, która jest wyborem innych. Przeciąganie liny między konserwatystami a progresywistami może tylko wpłynąć na tempo, lecz nie na kierunek rozwoju.... Powinnością liberała jest przede wszystkim pytać, w jakim kierunku podążamy, a nie czy mamy tam podążać szybko albo jak daleko. W rzeczywistości różni się on dziś od kolektywistycznego radykała znacznie bardziej niż konserwatysta. Podczas gdy ten ostatni ogólnie prezentuje zaledwie umiarkowanie nieprzychylne nastawienie do współczesności, liberał musi bardziej stanowczo sprzeciwiać się niektórym z podstawowych idei, które większość konserwatystów dzieli z socjalistami ...”.<br /><br />
Hayek polemizował z klasycznym podziałem na prawicę, centrum i lewicę, przeciwstawiając mu model trójkątny:<br /><br />
„…Zazwyczaj pokazuje się miejsca, które zajmują omawiane trzy opcje, w taki sposób, że ich wzajemne relacje stają się nieczytelne. Sytuuje się je na linii, gdzie socjaliści znajdą się po lewej stronie, konserwatyści po prawej, a liberałowie mniej więcej pośrodku. Nic bardziej mylącego. Jeżeli chcemy posłużyć się wykresem, to należałoby narysować trójkąt, w którym konserwatyści zajmują jeden wierzchołek, socjaliści ciągną w stronę drugiego, a liberałowie w stronę trzeciego wierzchołka. Ponieważ od długiego czasu socjaliści są siłą dominującą w tych zawodach, konserwatyści wykazywali tendencję do podążania bardziej w kierunku wyznaczanym przez socjalistów, oraz w stosownych okresach przyswoili sobie idee, które udało się radykalnej propagandzie podnieść do rangi godnych uznania. To konserwatyści regularnie zawierali kompromisy z socjalizmem, a także koncentrowali na sobie uwagę należącą się działaniom socjalistów. Jako orędownicy Drogi Pośredniej bez własnych celów, konserwatyści kierowali się przekonaniem, że prawda musi znajdować się gdzieś między skrajnościami. W rezultacie zmieniali swoje położenie za każdym razem, kiedy na którymkolwiek ze skrzydeł pojawiał się ruch o bardziej radykalnym charakterze. Dlatego stanowisko, które w dowolnym momencie jest właściwie określone jako konserwatywne zależy od aktualnych tendencji. Ponieważ ostatnich kilka dekad to przewaga dążności socjalistycznych, mogłoby się wydawać, że zarówno konserwatyści, jak liberałowie mają na celu ich hamowanie. Rzecz jednak w tym, że liberalizm chce dokądś zmierzać, a nie pozostawać w bezruchu… Fakt, że w Stanach Zjednoczonych można bronić indywidualnej wolności, jednocześnie występując w obronie od dawna obecnych instytucji życia społecznego, nie powinien zaciemniać różnicy między liberalizmem a konserwatyzmem. Dla liberała instytucje te znaczą wiele nie dlatego, że są głęboko zakorzenione, ani też dlatego, że są amerykańskie, ale ponieważ pozostają w zgodzie z cenionymi przez niego ideałami… w przeszłości liberałowie mogli wyciągnąć wiele korzyści z nauk myślicieli konserwatywnych… podziw konserwatystów dla nieskrępowanego wzrostu ogólnie ogranicza się do czasów minionych. Charakterystyczne jest to, że nie mają odwagi przyjąć podobnych nieplanowanych zmian, z których wyłonią się kolejne narzędzia do realizacji ludzkich dążeń… Autorzy konserwatywni często przyznawali, że fundamentalnym rysem stanowiska konserwatywnego jest obawa przed zmianą, bojaźliwa nieufność do tego, co nowe samo w sobie… podczas gdy postawa liberalna opiera się na odwadze i pewności siebie, na gotowości do nieingerencji w naturalny przebieg zmian, nawet jeśli nie sposób przewidzieć, dokąd one zaprowadzą… Konserwatysta poczuje się bezpieczny i zadowolony dopiero wtedy, gdy ma pewność, że jakaś wyższa mądrość obserwuje i kontroluje zmiany, gdy wie, że jakaś władza jest odpowiedzialna za utrzymywanie zmian w stanie uporządkowania ...”.<br /><br />

 Hayek krytykuje m.in. zbyt, jego zdaniem, silne przywiązanie konserwatystów do państw jako gwaranta ładu politycznego:<br /><br />

„… Konserwatyście wydaje się, że porządek jest rezultatem nieprzerwanych starań władzy, której, w celu utrzymania porządku, trzeba zezwolić na czynienie tego, czego wymagają określone okoliczności, i której nie wolno krępować sztywnymi regułami… Konserwatyzm był nieefektywny w opracowywaniu generalnej koncepcji utrzymywania społecznego ładu do tego stopnia, że jego współcześni wyznawcy, próbując konstruować teoretyczny fundament, niezmiennie i niemal wyłącznie odwołują się do autorów, którzy uważali się za liberałów. Tak, słusznie zresztą, myśleli o sobie Macaulay, Tocqueville, Lord Acton, oraz Lecky. Nawet Edmund Burke do samego końca pozostał Starym Wigiem i drżałby na samą myśl, że jest postrzegany jako Torys .<br /><br />

 Właśnie tą niesamodzielność konserwatyzmu w tworzeniu programu pozytywnego uważał Hayek za największa słabość owej ideologii. Konserwatysta, jak zauważa Hayek, nie ma, jak liberał,  sztywnych przekonań dotyczących charakteru władzy, gdyż:<br /><br />

„…Wierzy, że jeśli rządem kierują przyzwoici ludzie, nie powinno się go przesadnie ograniczać sztywnymi regułami. Ponieważ zasadniczo jest oportunistą, największą nadzieję będzie wiązał z mądrymi i dobrymi ludźmi, który będą rządzić – nie jedynie poprzez dawanie przykładu, jak wszyscy możemy sobie życzyć, ale poprzez nadaną im i egzekwowaną przez nich władzę. Podobnie jak socjalistę, bardziej obchodzi go, kto dzierży władzę, niż jak należałoby władzę rządu ograniczać; i podobnie jak socjalista czuje się upoważniony do narzucania innym ludziom wyznawanych przez siebie wartości. Kiedy mówię, że konserwatysta nie posiada zasad, nie jest moją intencją sugerować, że brakuje mu moralnych przekonań. Typowy konserwatysta jest w istocie człowiekiem o niezwykle mocnych przekonaniach moralnych. Mam na myśli to, że cierpi na brak jakichkolwiek zasad politycznych, które umożliwiłyby mu współpracę z ludźmi hołdującymi wartościom moralnym odmiennym od jego własnych, współpracę, która dałaby taki polityczny ład, gdzie obydwie strony mają możność pozostawania w zgodzie z własnymi poglądami. To właśnie uznawanie takich zasad pozwala na koegzystencję różniących się zbiorów wartości, na budowanie pokojowego społeczeństwa przy użyciu niewielkiego tylko przymusu … Pełne pomyślności życie i praca z innymi ludźmi wymaga czegoś więcej niż wierność własnym konkretnym celom; wymaga intelektualnego przywiązania do pewnego rodzaju porządku, w którym w sprawach mających dla jednych fundamentalne znaczenie, innym zezwoli się na dążenie do urzeczywistnienia odmiennych celów… Czasami mam wrażenie, że najbardziej wyrazistym atrybutem liberalizmu, który odróżnia go w jednakowym stopniu od konserwatyzmu i socjalizmu jest pogląd, że moralne przekonania dotyczące spraw zachowania względem innych, które bezpośrednio nie dotykają sfery chronionej drugiego człowieka, nie usprawiedliwiają wymuszenia. To być może również wyjaśnia, dlaczego pełnemu skruchy socjaliście znacznie łatwiej wydaje się odnaleźć nowe schronienie duchowe w obozie konserwatystów, niż u boku liberałów… Podczas gdy konserwatysta jest skłonny bronić pewnej panującej hierarchii, a także oczekuje, że władza będzie chronić statusu tych, których on ceni, liberał uważa, że uznanie dla panujących wartości w żadnym razie nie może tłumaczyć odwoływania się do przywilejów, monopolu, czy jakiekolwiek innej wymuszającej władzy państwa, w celu osłaniania grupy protegowanych przed wpływem zmian ekonomicznych …”.<br /><br />

Hayek uważał, że pryncypialna nieufność konserwatyzmu wobec nowych idei, krępuje ta ideologię w ramach doświadczeń z przeszłości. Konserwatyści nie wierzą zwykle w siłę argumentacji, i zwykle uciekają się z reguły ucieka się do wskazywania jakiejś „wyższej” mądrości. Liberał, zdaniem Hayesa, nie uważa każdej zmiany za postęp, ale przynajmniej chce w tych zmianach uczestniczyć:<br /><br />

„…Najbardziej nieakceptowalnego rysu stanowiska konserwatywnego osobiście upatruję w jego skłonności do odrzucania dobrze zweryfikowanej nowej wiedzy. Dzieje się tak, ponieważ nie w smak mu konsekwencje wynikające z nowej sytuacji, lub też, mówiąc bez ogródek, ponieważ cechuje go obskurantyzm. Nie przeczę, naukowcy oddają się przelotnym trendom i modzie i mamy wiele powodów, aby zachować ostrożność w akceptowaniu wniosków, które wyciągają ze swoich najnowszych teorii. Jednak powody naszej powściągliwości muszą być racjonalne, jak również muszą zostać odseparowane od uczucia żalu po tym, jak nowe teorie wprowadziły zamęt w bliskich naszym sercom przekonaniach. Nie mogę ze spokojem znosić tych, którzy na przykład sprzeciwiają się teorii ewolucji czy też tak zwanym „mechanistycznym” objaśnieniom zjawisk życia, z powodu pewnych moralnych konsekwencji, które początkowo zdają się wynikać z owych teorii; ani tym bardziej tych, którzy uważają stawianie pewnych pytań za zgoła nieodpowiednie i bezbożne. Odmawiając stawienia czoła faktom, konserwatysta jedynie osłabia własną pozycję… Z nieufnością konserwatyzmu do nowego i obcego związana jest jego wrogość do internacjonalizmu oraz skłonność do ostrego nacjonalizmu – oto kolejne źródło jego słabości w zmaganiach idei. Nie jest on w stanie zmienić faktu, że myśli przemieniające naszą cywilizację nie respektują żadnych granic… owa nacjonalistyczna skłonność częstokroć pozwala przerzucić most między konserwatyzmem a kolektywizmem: niewiele dzieli myślenie w kategoriach „naszego” przemysłu czy surowca od żądania, aby zarządzano tymi państwowymi zasobami w interesie narodowym. Pod tym względem liberalizm europejski wywodzący się z Rewolucji Francuskiej w niewielkim stopniu różni się od konserwatyzmu. Nie muszę chyba dodawać, że tego rodzaju nacjonalizm jest czymś bardzo różnym od patriotyzmu… Tylko na pierwszy rzut oka może się wydawać paradoksalne, że konserwatywny anty-internacjonalizm jest tak często kojarzony z imperializmem. Jednak im większą ktoś odczuwa niechęć do obcego i im bardziej jest przekonany o wyższości własnych zwyczajów, tym bardziej traktuje „cywilizowanie” innych jako misję… Znamienne jest, że również dziś konserwatyści nierzadko łączą siły z socjalistami przeciwko liberałom – nie tylko w Anglii, gdzie Sidney Webb i Fabianie byli otwartymi imperialistami, czy w Niemczech, gdzie państwowy socjalizm i kolonialny ekspansjonizm szły ramię w ramię i znalazły poparcie tej samej grupy „krzesełkowych socjalistów” … Jednakże pod jednym względem jest podstawa do twierdzenia, że liberalizm zajmuje pozycję w połowie drogi między socjalistą a konserwatystą: taki sam dystans dzieli go zarówno od niedojrzałego racjonalizmu socjalisty, który chce przebudować wszystkie przejawy życia społecznego zgodnie z wzorem podyktowanym jego indywidualnymi przesłankami, jak od mistycyzmu, do którego tak często musi odwoływać się konserwatysta ...”.  <br /><br />

    Konserwatyzm nie jest więc samodzielny ideologicznie, jego najpoważniejsi ideologowie to prawicowi liberałowie, a poza nimi są już rozmaici nacjonaliści i militaryści hodowani przez konserwatystów, którzy upatrują w ich sprzymierzeńców przeciw liberalizmowi, no i oczywiście sentymentalne zrzędy czyli rdzeń szeregu ideologów konserwatywnych. Myśl konserwatywna sama siebie postrzega jako wyrafinowaną i doceniającą „rzeczywistość” (de Maistre, von Haller i de Bonald przedstawiali siebie jako obrońców rzeczywistości), podczas gdy jest na odwrót, konserwatyści są sentymentalistami, bazującymi na uproszczeniach i rozmaitych manichejskich podziałach, jako, że rzeczywistość dana jest dla nich za trudna do pojęcia. Wyrafinowani konserwatyści, to  taki sam  oksymoron, jak wyrafinowani teolodzy. Ich rzekome wyrafinowanie, tj. erudycja nie prowadzi do nikąd i jest mało użyteczna, co najwyżej mogą, jak przyznawał np. liberał klasyczny John Gray, skorygować nieco projekty liberalne. <br /><br />

Czasem można odnieść wrażenie, iż konserwatyzm, zwłaszcza ten w wersji chrześcijańsko-tradycjonalistycznej, oraz neofeudalnej to niewiele więcej niż zwykły prowincjonalizm i strach podniesione do poziomu ideologii. W końcu nie od wczoraj dorabia się ideologię do własnego np. tchórzostwa czy lenistwa umysłowego. Konserwatyści oceniają umysł otwarty jako sprostytuowany, nakazując bazować na etyce lokalnej, za nic mając ewentualne możliwości porozumienia ludzi różnych stanów lub kultur na bazie liberalnej etyki uniwersalnej, biorącej człowieka za jednostkę jedynie w umiarkowanym stopniu podległa wobec społeczeństwa i obyczaju. Monstesquieu dowodził, ze kontakty z dalekimi krainami i rozwój handlu dały impuls dla rozwoju tolerancji. Konfucjanizm i hinduizm dały do myślenia nowożytnym filozofom, którzy zobaczyli, że można być przyzwoitym bez Jahwe i palestyńskich ksiąg nieznanego autorstwa o wielu powtórzeniach.<br /><br />

Etyka liberalna, niekoniecznie kwestionując prywatna religię, jednak stawia na pierwszym miejscu szczęście społeczne, a nie wyimaginowane byty czy urojone wzniosłości, więc np. David Hume pisał już w latach 40. XVIII wieku, że lepiej coś kupić niż się modlić, kupując komuś pomożesz faktycznie i namacalnie, wiec tak kiedyś zachwalana oszczędność jest tak naprawdę egoizmem. Jak wielu skąpców dało się omamić księżom i pastorom, by całe życie ciułać pieniądze, często kosztem rodziny, a potem oddać wszystko klerowi. Na szczęście w końcu ludzie zmądrzeli. Typowa dla XVIII wieku wzbierająca areligijność daje się poświadczyć źródłowo. Wiadomo, że liczba duchownych malała przez całe stulecie. W latach 1726-1744 zmarło ich w Paryżu 5538, a w następnych 19 latach tylko 3292 .  Zniesienie zakonu jezuitów w latach 1772-1773 i kryzys chodzenia na msze wprowadziło nieład w życie i działalność paryskich duchowych, a kompromisy religijne zdyskredytowały Sorbonę. Z drugiej strony część duchownych było podatnych na wpływ oświecenia, przykładowo w 1786 kładziono wyraźny nacisk na dojrzałość rozumu przy przyjmowaniu komunii . Następowała też de-klerykalizacja filantropii, w swym testamencie z 25 stycznia 1735 finansista Pierre Crozat zostawił rentę w wysokości 6020 liwrów księżom z Saint-Eustache, ale już w 1787 dzierżawca generalny Geoffroy Chalut de Vérin zostawił 100.000, „wszystkim biedakom Paryża” – suma miała być rozdysponowana po równo w wszystkich parafiach, lecz bez pośrednictwa duchownych .<br /><br />

Sam byłem długo konserwatystą, a w zasadzie raczej bliżej było mi do konserwatywnego liberała, całkowicie świeckiego, więc w Polsce było mi dość trudno znaleźć partnera do rozmowy, bo nad Wisłą i Wartą o prawicowości świadczy ilość zdrowasiek, a nie prawicowe poglądy. Roger Scruton uważa to za przewagę polskiego konserwatyzmu, ale on zwykle nie wie co sam mówi, i niczym Thomas Woods i inni apologeci uważa konserwatyzm i chrystianizm za niemal to samo. Głównie zajmowała mnie sprawa tego, jak można by uniknąć typowej dla demokracji niefachowości rządzenia, lecz w końcu zdałem sobie sprawę, ze owa niefachowość występowała pod wszystkimi ustrojami, także niestety w moim ulubionym ustroju jakim długo była, a i dziś jeszcze częściowo jest monarchia absolutna oświecona (choć obecnie coraz bardziej podoba mi się jednak konstytucyjna projektu Montesquieu). Gdy stałem się zwykłym liberałem, bez konserwatywnej domieszki, miałem wrażenie, że dojechałem na konserwatywnym intelektualnym paliwie tak daleko jak się da,  zobaczyłem całe to idealizowanie przeszłości tak typowe dla konserwatystów, i zadałem sobie pytanie czym tak naprawdę różni się to podejście od socjalistycznych utopii, przecież to ta sama niechęć do chwili obecnej. Ja rozumiem, że w Kordianie jest mowa o pogardzie wobec świata jako o chrześcijańskiej cnocie, ale na Jowisza (jak prześmiewczo mawiali edwardiańscy gentlemani), nie wszyscy możemy być mnichami…<br /><br />

Wszyscy wkoło jęczą nad upadkiem obyczajów i dekadencją. Czy rzeczywiście nasze czasy zasługują na taki pesymizm? Ok. Środowisko trochę zatrute, a muzułmanie szaleją, jednak kiedyś w Boże Ciało świętowano paląc heretyków (za heretyków uważano też często pierwszych naukowców) na stosie, ludzie umierali na grypę i mieli chroniczną awitaminozę, mam nadzieję więc, że każdy liberalny optymista docenia,że na razie nikogo na stosach się nie pali, a fakt, że tak wiele myślimy o problemach tzw. Trzeciego Świata, świadczy o względnej łagodności naszych problemów. Musimy jedynie pilnować by miłośnicy średniowiecza (czasem skryci pod maska postmodernizmu) nie objęli znów steru rządów. Każdy myśli, że problemy jego epoki są wyjątkowe, a lekceważy problemy innych epok. Idealizujemy też przeszłość i tworzymy mity o „Złotych Wiekach", z którymi tak świetnie rozprawiał się Woody Allen w „O północy w Paryżu".<br /><br />

Czym różni się utopia Hallera i de Maistre’a, od pomysłów Mussoliniego, Reagana, czy Hitlera. Johna Gray zauważył jak bardzo konserwatywny i sentymentalny był Engels, kiedy pisał o  cudownym świecie przedkapitalistycznym, gdzie chłopi leżeli sobie, niczym w tej kościelnej piosnce na zielonych pastwiskach, i wszystko robili wspólnie, a potem dzielili się tym co wypracowali (koszmar!). Konserwatyści zwykle chcę jedności narodowej. Nacjonalizm wczesnego XX wieku, często przy aplauzie konserwatystów, wymuszał siłą utopijną jedność narodu, kosztem swobód  i życia jednostek.<br /><br />

 Liberalizm bazuje na poczuciu ludzkiej godności, konserwatyzm został zbudowany na strachu ex-wolterianina de Maistre’a i wiga Burke’a. Ich obawy są jeszcze od biedy zrozumiałe, choć nie rozumieli oni, na przykład podstawowej rzeczy, ze radykalizm rewolucji francuskiej wynikał nie z rozszalałego ateizmu, lecz z niecierpliwości ludzi długo żyjących pod klerykalnym absolutyzmem (zauważył to np. Jefferson), a także z walki liberałów (Condorcet, La Fayette) z jakobinami (Robespierre, Saint-Just), którzy wbrew rozsądkowi chcieli wskrzesić dawną Spartę z tak charakterystycznym dla niej skrajnie pojmowanym patriotyzmem, oraz z zagrożenia rewolucji przez bunt wandejski i działania państw wrogich Francji. lecz w epoce nauki i spokojnego parlamentaryzmu, która już polepszyła nasz codzienny byt być konserwatystą to znaczy odtwarzać wieki ludzkiego upodlenia, upodlenia rozumowego (scholastyka, przesądy) i cielesnego (bigoteria, nierozpoznane choroby, wojny religijne). Dla konserwatysty człowiek nie jest ważny, liczy się ład , często inspirowany prze domniemanego boga. <br /><br />

Jako liberał i anty-socjalista powiem, że nawet socjalizm bardziej się przydał ludzkości niż konserwatyzm, choćby prze to, iż wbrew świętoszkowatym fabrykantom przewalczył np. ten ośmiogodzinny dzień pracy, warto przypomnieć, ze wycierający sobie usta chrześcijaństwem fabrykanci kazali robotnikom pracować nawet w niedzielę w którą trzeba ponoć święcić. Rozumiem, że wczesny kapitalizm miał swoje prawa debilizmu człowieka uczącego się industrialnej gospodarki, ale czemu to nie chrześcijańscy konserwatyści pomyśleli o trzech zmianach zamiast dwóch? Czemu konserwatyści nic nie robili w sprawie niewolnictwa? Czemu tymi sprawami musieli zająć się kwakrzy liberałowie i lewica? Socjalizm jest nierozsądny w swym utopizmie, i potwornie się zbłaźnił w XX wieku, podobnie jak konserwatyzm wspierający katolickie faszyzmy Europy Południowej, a także nazizm (jak Carl Schmitt), ale przynajmniej w hasłach jest to ludzka ideologia.<br /><br />

Często ludzie starzejący się z liberałów zmieniają się w konserwatystów jak np. uczynił to dziwiętnastowieczny liberał brytyjski George Joachim Goschen (1831-1907). Oto fragment artykułu Tomasza Łysakowskiego pt.: „Konserwatyzm a zanik mózgu”:<br /><br />

„…Przez tysiące lat ludzie nie potrafili odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego osoby starsze są statystycznie znacznie bardziej konserwatywne niż ich dzieci lub wnuki. Dziś, dzięki pewnemu australijskiemu naukowcowi, zagadka w końcu wydaje się rozwiązana: przyczyną jest najprawdopodobniej degeneracja płatów czołowych w mózgu… Płaty czołowe są ściśle związane z intelektualnym i emocjonalnym funkcjonowaniem człowieka, można powiedzieć, iż właściwie kierują naszym świadomym, intencjonalnym zachowaniem. Ich uszkodzenia lub zaburzenia u dorosłych osobników prowadzą przeważnie do osłabienia kontroli emocjonalnej, wybuchów niekontrolowanej agresji i zachowań zbliżonych do psychopatii. Ludzie z wadliwie funkcjonującymi płatami mają problemy z oceną skutków swoich poczynań, często są zbyt pewni siebie, popadają w huśtawkę emocjonalną, mogą również wykazywać skłonność do napadów lękowych, oschłości, narzekania i wtrącania się w nie swoje sprawy. Czyli tego, co od zarania dziejów konstytuuje konserwatyzm… W październikowym numerze Current Directions in Psychological Science australijski uczony William von Hippel opisuje, w jaki sposób atrofia płatów czołowych prowadzi u niektórych starszych osób do uprzedzeń wobec grup innych niż własna, skłonności do wtrącania się w cudze sprawy oraz częstszego narzekania, także na czasy współczesne i upadek obyczajów. Badania pokazują, że np. w USA Biali w podeszłym wieku znacznie bardziej stereotypowo odbierają grupy mniejszościowe, np. Czarnych, niż młodsi przedstawiciele rasy kaukaskiej, nawet jeśli bardziej niż młodsi starają się nie być rasistami. Naukowcy przypuszczają, iż jest tak dlatego, że osoby starsze nie kontrolują w pełni swych reakcji, co z kolei może być spowodowane właśnie osłabionym hamowaniem impulsów w płatach czołowych. Ta sama przypadłość może mieć związek z przystosowaniem społecznym starszych ludzi. Okazuje się, że w miarę starzenia się coraz częściej wtrącają się w życie prywatne innych osób (niekoniecznie nawet bliskich), także wtedy, gdy zdają sobie sprawę, że nie należy tego robić i że druga strona nie chce „pomocy”. Wadliwe działanie płatów czołowych sprawia bowiem, iż nawet jeśli znają reguły funkcjonowania społecznego, nie są się w stanie zmotywować do ich przestrzegania – zwłaszcza że przy okazji zaczynają sądzić, iż (choćby ze względu na wiek i doświadczenie) wszystko wiedzą lepiej i dlatego otoczenie powinno postępować dokładnie według ich instrukcji. Jakby tego było mało, ludzie starsi wykazują z wiekiem coraz bardziej narastającą skłonność do rozmyślań nad tym, jak bardzo świat zszedł na psy ...”. <br /><br />

Mamy tu więc wszystko o co oskarżani są konserwatyści, zwłaszcza  nietolerancję, niewiarę w człowieka i w zasadzie sprzeczny z nią (skoro człowiek jest słaby, to człowiek dający rady, powinien sam samokrytycznie uważać się za niegodnego i zbyt słabego, by je dawać, no chyba, ze mówimy tu o zasadach rzekomo niebiańskiego pochodzenia) pewien autorytaryzm napędzane strachem i „syndromem oblężonej twierdzy”, mogłoby to wyjaśnić, czemu konserwatyzm dawniej przeważał w politycznej teorii i praktyce, a od XVIII wieku musi walczyć z ideologiami reformistycznymi i rewolucyjnymi jak równy z równym. Swoboda intelektualna implikuje postęp naukowy, a ten z kolei rozpraszając tajemnice świata wokół nas, powoduje, że człowiek cierpi na coraz mniejszą ilość chorób i lęków i staje się odważniejszy, broniąc swojej prywatności i własnych poglądów, zgodnie z zasadą gradacji potrzeb. O takich ludziach mówimy dziś, że osiągnęli „pełnię człowieczeństwa". Człowiek np. średniowieczny, mający w perspektywie 30-40 lat życia, a więc mający niewielkie szanse na osiągnięcie psychicznej dojrzałości i cieszenia się nią, żyjący dodatkowo w nieprzyjaznym środowisku pełnym nieuleczalnych chorób (np. grypy) nie ma siły na chronienie swojej indywidualności, ani na samodzielne, racjonalne zmaganie się z naturą, nic więc dziwnego, że idee liberalne narodziły się w Holandii i Anglii — najbogatszych krajach XVII-wiecznego świata. To samo dotyczy odwagi przyznania się do swych wątpliwości wobec kwestii nadprzyrodzonych. W świecie nieprzyjaznym, pełnym zagrożeń lepiej starać się o przywiązanie do jakiegokolwiek Hobbesowskiego stada, niż wychylać z własnymi jednostkowymi przekonaniami, lepiej udawać, że akceptuje się w pełni credo grupy, niż starać się przekonywać do czegoś. Niepewność jest w sposób oczywisty wrogiem szczerości. W takich warunkach konserwatyzm, tradycja i porządek mogły coś dać, podobnie jak feudalizm, i pan feudalny, który według d’Holbacha jest modelem … chrześcijańskiego Boga.

Piotr Napierała

 

czwartek, 1 listopada 2012

Etyka może być tylko świecka. Wstęp do etyki liberalnej.






Ostatnio widziałem w klipie filmowym dołączonym do artykułu, zamieszczonego na racjonaliście.pl pt: „Świecki Obama”, jak prezydent USA  nawoływał do opierania się w sprawach społecznych, na „tym co wszyscy widzimy”. Chodziło mu o to, że ponieważ Stany Zjednoczone nie są już krajem wyłącznie chrześcijan, społeczeństwo powinno pielęgnować przede wszystkim wartości ponadreligijne. Prezydent, który zyskał mój wielki szacunek za to wystąpienie, najsłuszniej w świecie zauważył, że gdyby on jako chrześcijanin i Amerykanin, lub inny amerykański chrześcijanin zauważył Abrahama unoszącego nóź nad związanym Izaakiem, nie zastanawiałby się w tym momencie nad tym, co bóg mógł powiedzieć Abrahamowi, i nad głębią sensu wyboru boskiego Abrahama jako swego sługi, lecz wezwałby oddział policji zwalczający przemoc wobec nieletnich.
Słusznie mówił  Obama, iż USA nie są już jednolicie chrześcijańskim krajem, zresztą można postawić pytanie, czy kiedykolwiek były,  weźmy choćby kwakierską Pensylwanię… Ojcowie założyciele USA (Adams, Franklin, Jefferson, Madison, Hamilton, Washington) byli z wyjątkiem jednego deistami, którzy traktowali boga jako wielkiego fizyka zwracającego, jak mówił Washington nie na etykietki religijne, ale na rzeczywiste postępowanie człowieka[1]. Łączył to Washington z tym, że „ludzkość staje się coraz bardziej liberalna” (wtedy słowo liberalny było jeszcze rzadko używane). Uniwersalne traktowanie godności człowieka to esencja liberalizmu i liberalnej etyki. Deiście rozpoznawali w wielości sekt, po prostu niedoskonałość ludzką, a jednocześnie rozumieli potrzebę walki o godność człowieka, jako człowieka, a nie kalwinisty czy luteranina. Christopher Hitchens ciekawie opisał w swej książce o Thomasie Paine, wpływ deizmu na np. umowy handlowe z Algierem z lat 90 XVIII wieku. W tekście umowy, była mowa o ty, że „ponieważ USA nie zostały założone na wartościach chrześcijańskich”, nie ma problemu z traktatem zawartym z państwem muzułmańskim. Podobnym znakiem zwycięstwa Oświecenia jest traktat Hiszpanii z Marokiem w 1766 roku, kiedy to minister hiszpański hrabia Floridablanca pisał, że można z Marokańczykami handlować tak samo jak z Włochami, co oznaczało, że re konkwista i epoka katolickiego zacietrzewienia dobiega końca, a rozpoczyna się epoka patrzenia na uczynki, a nie etykietki.
Etyka może być tylko uniwersalna, a więc świecka, co rozumie każdy człowiek obdarzony rozumem, bo tylko wtedy owa etyka opiera się na tym co jest dostępne dla wszystkich i nie buduje dodatkowych murów miedzy ludźmi, a wiec dobra etyka to etyka obywatelska. Wymaga ona otwartego umysłu i pewnego minimum zdrowego rozsądku. Etyka i moralność są na potrzebne jako wsparcie dla liberalnego, tj. równego wobec wszystkich prawa, ponieważ prawo określa tylko minimum wymagań moralnych. Etyka musi być społeczna, bo ma być stosowana wobec konkretnego społeczeństwa. Etyka chrześcijańska, jak sama jej nazwa wskazuje nadaje się do regulowania  stosunków tylko między chrześcijanami, jeśli stosować ją uniwersalnie staje się oksymoronem, bowiem propaganda jezusowa stosowana wobec tych, co mają Jezusa za jedną z wielu i wcale nie najważniejsza z postaci historycznych, przeczy wszelkim definicjom etyki. Zespolenie moralności z  nieokreśloną nadzieją, czyli religią nic nie wnosi do moralności rzeczywistej, ponieważ ona i   odnosić się do doczesnego życia (o życiu społecznym w domniemanym niebie nie da się nic rzec).
Używam zamiennie słów etyka i moralność, ponieważ do końca nie wiadomo co różni te dwie sprawy. W Wikipedii możemy przeczytać, że etyka to nauka zajmująca się pochodzeniem zasad moralnych i ich sensem, a   zasady moralne przyjmują najczęściej formę zdań rozkazujących lub zakazujących, których naruszenie wywołuje zwykle  zwykle wewnętrzny konflikt psychiczny (poczucie winy). Np. zasada moralna: "nie zabijaj"  może być wywiedziona z etyki religii abrahamowych (życie ludzkie jest święte, jako dar boski), buddyzmu  (sprzeciw wobec zadawania cierpienia), humanistycznych (wszyscy jesteśmy równoprawnymi członkami ludzkiej wspólnoty), lub liberalno-indywidualistycznych (życie ludzkie jest własnością jednostki oraz podstawą jej wolności). Tak naprawdę jednak stosuje się słowa moralność i etyka zamiennie, np. chyba nigdy nie słyszałem o etyce islamskiej tj. islamskim systemie wartości i cnót, a jedynie o tak lubianych przez tą religię/ideologię zakazach moralnych.
Wielką zasługą oświecenia jest dostrzeżenie innych systemów etycznych od abrahamowych, w tym zwłaszcza ateistycznej etyki Chin, ale także dziwnych bóstw Syjamu, którego mieszkańcy w XVII wieku wydawali się francuskim wysłannikom równie godni i uczciwi jak chrześcijanie. Twardogłowy świat religijny i jego jezuiccy reprezentanci robili co mogli, by zawłaszczyć te nowoodkryte systemy etyczne, i albo schrystianizować konfucjanizm, albo samych chińczyków, jednocześnie zwalczali takich oświeceniowców jak Montesquieu, Voltaire czy Lessing, ponieważ ci dostrzegali oczywisty fakt, iż Chińczycy postępują równie porządnie jak Europejczycy,  a nakazy ich moralności są podobne, i idea Jahwe nie była im do niczego potrzebna.
Ojciec niemieckiego oświecenia, profesor na uniwersytecie w Halle, Christian Wolff (1679-1754),  uważał, że ludzie powinni być równi wobec prawa (wywodził to z liberalnej interpretacji Biblii), był jednocześnie lojalnym poddanym Prus i zwolennikiem patriarchalnej koncepcji władzy.  W 1723 roku Fryderyk Wilhelm wypędził go z Halle, za to, że Wolff pochwalił   czystą moralność konfucjanizmu wnioskując, że ludzki rozum jest zdolny    o własnych siłach prowadzić życie etyczne,  co było nie do przyjęcia dla dominujących na uniwersytecie pietystów i króla, który uznał to za atak na boskość władzy[2]. Po wstąpieniu na tron w 1740 roku, Fryderyk II zaprosił go z powrotem do Prus i uhonorował.
Jak podkreśla znawca oświecenia Paul Hazard, odkrycie świata pozaeuropejskiego dały elitom Europy podstawy intelektualne do korekty sekciarskiej i opresyjnej na zewnątrz, etyki chrześcijaństwa, tak by nadawała się ona dla wszystkich. Oświeceniowcy dokonali tego, niezależnie od tego czy jak Carl Becker („Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów”) uznamy ich za spadkobierców Arystotelesa, czy jak Ernst Cassirer („Filozofia Oświecenia”) ojców nowoczesnego myślenia o polityce. Spinoza odrzucił wyrzuty sumienia jako niepotrzebną autodestrukcję psychiczną, chwaląc przeprosiny jako zachowanie poprawne społecznie. Pierre Bayle zauważył, że religia nie stanowi hamulca przed złymi zachowaniami i łamaniem prawa. Christian Thomasius dostrzegł jak bardzo egoizm religijny hamuje nowoczesne nauki. Locke oparł na woli boga prawa naturalne i wywiódł z nic prawa jednostki, które zasługują na szacunek zwłaszcza w sferze sumienia i wyznania. John Toland powołując się na Fontenelle’a, Bayle’a, Hobbesa i Spinozę, oraz wielu innych, radził w pracy Christianity not Mysterious (1696), oczyścić Biblię z tego co niedorzeczne i uczynić rozum i tolerancję naczelnymi zasadami społecznymi i namawiał do emancypacji Żydów. Voltaire domagał się aktywnego zwalczania nietolerancji, Kant stworzył alternatywną wobec Locke’owskiej wersję liberalizmu, odnosząc się do przekonania jednostek o własnej celowości, które implikuje konieczność nadania im równych praw. U Kanta postawą społeczeństwa jest wolność i odpowiedzialność: „Postępuj tak, jakbyś chciał, by twoje postępowanie stało się obowiązującym prawem”. Hume gromił tzw. „cnoty mnisie” i zalecał kształcenie umysłu i działania charytatywne zamiast pustych formułek pacierzy (widział w religii, nie tyle produkt ludzkiej głupoty, lecz przede wszystkim produkt niezaspokojonych potrzeb, zwłaszcza poczucia bezpieczeństwa, lecz zaznaczał, że ten lek nie pomaga, a  strach nie maleje,  zaś rozwój instytucjonalny religii, doprowadza do przemocy), wolał by ludzie dali innemu zarobić, niż żyli w przesadnej dewocyjnej skromności. Holbach w swoim dziele:
System przyrody czyli prawa świata fizycznego i moralnego, wydanym w Londynie w 1770 roku, prezentował racjonalistyczny system nakazów moralnych opartych na godności jednostki:
„...Bądź sprawiedliwy, bo sprawiedliwość jest ostoją ludzkości. Bądź dobry, bo dobroć zniewala wszystkie serca. Bądź wyrozumiały, bo sam jesteś słaby i żyjesz wśród istot równie słabych jak ty. Bądź łagodny, bo łagodność zjednywa uczucie. Bądź wdzięczny, bo wdzięczność podtrzymuje i żywi dobroć. Bądź skromny, bo pycha oburza istoty, które ciebie kochają. Wybaczaj obelgi, bo zemsta utrwala nienawiść. Czyń dobro temu, kto cię znieważa, aby okazać swoją wyższość i pozyskać jego przyjaźń. Bądź umiarkowany, wstrzemięźliwy i obyczajny, bo rozpusta, rozwiązłość i nadużycia zniszczą twój organizm i ściągną na ciebie pogardę[3]...”.
Każde z tych Holbachowskich przykazań zawiera uzasadnienie, i nie wymaga odwołania się do gniewu judejskiego bożka, by rościć uzasadnioną nadzieję na to, że ludzie będą we własnym interesie postępować słusznie. Jako determinista, Holbach uważał, że wolna wola jest złudzeniem wynikającym z tego, ze nie znamy większości przyczyn, jakie kierują naszymi losami, co implikowało jego ateizm, ale w sferze stosunków społecznych obawiał się, połączenia deterministycznej natury z systemem prawnym. Jednak podobnie jak Cesare Beccaria zalecał raczej resocjalizację niż kary. Taki zresztą był duch oświecenia, które wierzyło, że lidzie są źle kiedy trwają w niewiedzy. Podobnie zresztą myśleli już niektórzy humaniści XVI wieku np. Erazm. Holbach był jednym z pierwszych zwolenników teorii o zmienności natury, co poprzez Lamarka doprowadziło w końcu do ewolucjonizmu Darwina.
Rewolucja francuska, a właściwiej jej jakobiński etap,  został słusznie rozpoznana przez liberała Beniamina Constanta jako krwawa próba wskrzeszenia antycznej republiki (w takich Atenach czy Sparcie jednostka nie liczyła się wiele i miała służyć państwu, podczas gdy w ładzie liberalnym to państwo jest sługą jednostki, co rozumieli nawet niektórzy monarchowie absolutni, jak np. Fryderyk II, który uważał się za „pierwszego sługę państwa”) w nowoczesnym indywidualistycznym społeczeństwie. Constant uznał konserwatystów takich jako Barruel, Burke i de Maistre za fantastów równych radykałom jakobińskim (Robespierre, Danton) ponieważ ci również idealizowali przeszłość zapominając o człowieku tu i teraz, i o jego prawach. Historyzm XIX wieku nie rozumie uniwersalizmu osiemnastowiecznego, dlatego wiek pary tworzył alternatywne anty-indywidualne modele etyczne; protestancko-kapitalistyczny, obywatelsko-nacjonalistyczny, itd. Liberalny humanizm już wcześniej ośmieszył pusty wojskowy heroizm (w XVIII wieku August Schlötzer krytykował historię rozumianą jako ustawiczne wojny – Mordgeschichte i zalecał uprawianie społecznej historiografii handlu, życia codziennego i kultury). XIX-wieczny etos nacjonalistyczno-obywatelski stracił zęby szczując przeciw sobie i mordując miliony cywilów w mundurach podczas I wojny światowej, protestancko-kapitalistyczny obalili w ostatnich dekadach badacze z Groningen, którzy nie tylko przypomnieli, że kapitalizm wynika z braku surowców a nie z jakiejś etyki (kolebką kapitalizmu były Włochy, a nie kalwińska Holandia), lecz,z dowiedli, iż XVI wiek dał podobny handlowy impuls całej Europie, a to w jakim stopniu kraje na nim skorzystały zależało raczej od rządów. Z drugiej jednak strony Montesquieu ma rację, że handel jak każda inna forma rozwijania wiedzy o świecie sprzyja łagodzeniu obyczajów. Era demokracji i związanej z nią masowości połączonej z paradoksalną alienacją obywateli (Tocqueville już pisał, ze demokrata uważa każdego za równego sobie i nie uczy się od innych), oraz doświadczenie XX-wiecznych totalitaryzmów, kazały na nowo docenić idee Montesquieu – zwłaszcza ideę równowagi między władzami dającą trochę przestrzeni obywatelowi, podobnie jak idee Kanta i Lessinga, do których nawiązała np. Hannah Arendt.
  Totalitaryzmy nazistowski i socjalistyczny można interpretować, zgodnie z  poglądem Ludwiga von Misesa, jako ostatni bunt religii i pseudoreligii przeciw rozumowi i liberalizmowi, a nie jak chcą tego religie judejskie walki ideologii z religiami. W XIX wieku ateiści sami jeszcze byli przygnębieni swą utratą religii (Renan, Nietzsche), choć np. angielscy sekularyści jak Charles Bradlaiugh dostrzegali w niej szansę na lepsze społeczeństwo, w XX wieku pesymizm ateistyczny egzystencjalistów (Camus, Sartre) wyparty został przez sekularyzm „nowych ateistów” (m.in. Sam Harris pisał, że ich optymizm wyprowadza religiantów z równowagi, którzy woleli by nadal mieć do czynienia z egzystencjalistami). Jednocześnie  w naszych czasach darwinizm społeczny Spencera przegrał w walce z roszczeniowym demokratyzmem, i rewizjonistycznym socjaliberalizmem, a humanistyka połączyła się z  wiedzą biologiczną (socjobiologia). Memy Dawkinsa, czyli geny kulturowe odpowiadać mają za nasze etyczne wybory. Podobnie jak Holbach, Dawkins uznaje religię za czynnik kulturowy, który na początku wspierał człowieka w próbie stworzenia społeczeństwa, lecz potem już tylko niósł nienawiść i śmierć. Dawkin uznał religię za przestarzały już nieco mem, który trzeba odrzucić w nowych warunkach społeczeństwa świeckiego. Jak czytałem w tomiku: „Prognozy” (kolekcja tekstów różnych autorów przewidujących naukę i cywilizację przyszłości) Daniel Dennet akceptuje memy Dawkinsa, lecz zaleca ostrożność w objawianiu praw nauki szerszemu gronu („ostrożność przy puszczaniu memu”), zaś Sam Harris pisze, żebyśmy nie zapominali, iż genetyka wprawdzie zwalczyła „naukowy” rasizm dowodząc, że genom ras się w zasadzie nie różnią, lecz w przyszłości nauka może nam objawić także jakąś aspołeczną prawdę. Taką prawda o której już teraz ludzie boją się mówić jest np. skandalicznie niskie IQ Afrykańczyków, wynikajaca z tego strachu, poprawność polityczna i postmodernistyczny multikulturalizm kładący na jednej półce wiedzę Zachodu i jakieś religianckie folklory stanowi zagrożenie dla etyki niż sama nauka. Wychowywanie każdej grupy etnicznej według jej kategorii kulturowych skrytykowła Melanie Philips narzekając na brak jakiejś brytyjskiej wersji uniwersalnego American Creed, podobnego do tego jakie głosił Washington, a dziś Obama. Francuzi nie zamierzający się cackać z burkami chyba zachowali jeszcze resztki liberalnego uniwersalizmu. Liberalizm bowiem nie jest relatywistyczny, lecz zawsze ujmuje się za jednostkę, a bagaż kulturowy uważa za wtórny i o tyle konstruktywny, o ile jest racjonalny. Dlatego np. odrzucenie mesjanistyczno-romantyczno-religianckiej abstrakcyjnej „polskości”, wyjdzie nam na dobre. Staniemy się mniej Polakami, ale bardziej ludźmi…


Tekst ten w formie początkowej został przeze mnie odczytany na zebraniu poznańskiego oddziału Polskiego 

Stowarzyszenia Racjonalistów 16 października 2012 r.

Piotr Napierała




[1] B. Dupré, 50 wielkich teorii, które powinieneś znać, Warszawa PWN, s. 122.
[2] A. Wolff-Powęska, Niemiecka myśl polityczna wieku oświecenia, s. 59.
[3] P. Holbach, System przyrody czyli prawa świata fizycznego i moralnego, Warszawa 1957, tom II, s. 386.

Prawica laicka i prawica ateistyczna



Często spotykanym błędem jest automatyczne kwalifikowanie wszystkiego co religianckie lub fideistyczne jako prawicowe, a tego co niechętne religii jako lewicowe, choć zarówno nawiązanie do logiki jak i historii i polityki ukazuje śmieszność tego podziału. Oczywiście możliwa jest, a nawet powszechna prawica laicka, więcej śmiem twierdzić iż możliwa jest także prawica ateistyczna.
Pamiętam jak dyskutowałem z jednym z najbystrzejszych kato-konserwatystów w tym kraju prof. Wielomskim o prawicy laickiej i prawicowym wolterianizmie, traktował on moje przekonanie o możliwości istnienia prawicy laickiej jako chęć utrzymania się z moimi własnymi poglądami w ramach prawicowego obozu, a więc wykazywał typową religiancką skłonność do utożsamienia własnego światopoglądu z obiektywną rzeczywistością. Ja tymczasem nie siląc się być za wszelką cenę prawicowcem starałem się udowodnić, dla mnie rzecz oczywistą, że prawica laicka może istnieć i istnieje, a więc zajmowałem pozycję nie-propagandzisty. Taka pozycja wprawia zwykle wierzących w zdumienie, jako, że podchodzą oni do problemów „misyjnie”. Prof. Wielomski w końcu sam zaczął mówić o prawicy laickiej utożsamiając ją z tzw. prawicowym wolterianizmem. Tu się zgodzę, iż prawicowy wolterianizm jest możliwością pogodzenia laickości i prawicowości, choć bardzo niedoskonałym, bo nadal dającym fory religii…
Prawica historycznie, to ta formacja polityczna, która w 1789 roku popierała Ludwika XVI lub skłonna była do kompromisu, jeśli władca zrezygnuje z absolutyzmu i wprowadzi konstytucjonalizm. Byli to więc katolicy-monarchiści i deiści-monarchiści (zapewne byli wśród nich także ateiści-monarchiści). Prawica może być republikańska, w ustroju tradycyjnie republikańskim, będzie to ta formacja, która dąży do kompromisu, jeśli nie wpasowuje się idealnie w tradycyjną tj. zasiedziałą strukturę władzy. Prawica stoi zawsze naprzeciw lewicy i po jej prawej stronie zarazem. Możemy śmiało powiedzieć, że np. Palikot jest bardziej prawicowy od Millera, i będziemy mieli rację, co wcale nie oznacza, że wykracza on poza centrum lub centrolewicę. W absolutystycznym języku tradycjonalistów kato-konserwatywnych prawica różni się od lewicy jakością  a nie stopniem, i stoi naprzeciw niej a nie po prawej stronie. Można i tak powiedzieć. Konserwatyzm sytuuje się zwykle na prawicy, liberalizm w centrum, a socjalizm po lewicy. Jednak jak pisał liberał Friedrich von Hayek, liberalizm jest, przez swój indywidualistyczny rys, raczej naprzeciw obu kolektywistycznych ideologii; z tą różnicą, że socjalizm jest kolektywistyczny i egalitarny, a konserwatyzm – kolektywistyczny i elitarystyczny. Socjalizm i konserwatyzm są też patrykularne (zwłaszcza konserwatyzm), podczas gdy liberalizm jako skierowany niejako przeciw władzy i tradycji, jest uniwersalny.  Inny liberał Beniamin Constant zauważył jeszcze 100 lat wcześniej, że konserwatyzm i socjalizm łączy nie tylko niewiara w jednostkę, ale też utopizm. Konserwatyści, choć bardzo się tego zapierają, tworzą utopie tak samo chętnie jak socjaliści, i równie niechętnie jak liberałowie, z tą różnicą, że socjalistyczne utopie są wyrozumowane, a konserwatywne zwykle mają COŚ wspólnego (co nie znaczy, że wiele) z wyidealizowaną zwykle i wykoślawioną przeszłością (wystarczy spojrzeć na tkliwe pseudofeudalne obrazy Moesera, Chestertona czy Rzewuskiego).
Wiadomo, że liberalizm jest ideologią, która dobrze się czuje z ateizmem, można nawet powiedzieć, że ateizm stanowić może znakomite uzupełnienie postawy wyzwolonego od nacisku tradycji i nadzoru „tych co wiedzą lepiej” indywidualisty. Nie bez powodu na przykład Kant pisał o ludzkości, która wydoroślała i już nie chce by kler i szlachta myślała za nią. Socjalizm też dobrze czuje się z ateizmem, chociaż często postrzega ateizm jako quasi-religię (np. państwową !) i nie rozumie logicznego związku między indywidualizmem a swobodą myślenia. Liberalizm też wytworzył profetyczne quasi-religie, jak np. tzw. wigowski mit historyczny, o zbliżającej się niechybnie erze wolności (jak marksizm o erze równości), ale większość liberałów rozumie, że o wolność trzeba powalczyć, ponieważ ideologie i ludzkie emocje, nie do końca słuchają deterministycznych praw historii. Wprawdzie Holbach miał najprawdopodobniej rację, że woluntaryzm jest błędem intelektualnym, ponieważ nieznajomość przyczyny nie świadczy jeszcze o ludzkiej wolnej woli, a więc nawet to jak myślimy jest rezultatem materialistycznych przesunięć natury i świata, lecz nie możemy znać wyniku tych przesunięć, więc nie możemy wiedzieć co czeka ludzkość, a niedocenianie propagandy i perswazji może być zgubne mimo przekonania o niechybnym sukcesie „naszej” idei.
Może więc istnieć ateistyczny socjalizm i liberalizm, ale czy może istnieć ateistyczny konserwatyzm? Zanim przejdziemy do tej kwestii wyprostujmy jeszcze jedno zanieczyszczenie intelektualne naszych czasów, mianowicie amerykańskie (tzw. nowa historia ekonomiczna lat 60. XX wieku) z jednej strony, a marksistowskie z drugiej myślenie o ideologiach w nawiązaniu do historii ekonomii. Wprawdzie faktem jest, że ideologie są częściej skutkiem a nie przyczyną zmian społecznych (w końcu ilu jest proroków i futurystów, a ilu intelektualistów podążających za modą…), to jednak pisanie, że konserwatyzm pod względem jest feudalny, liberalizm – kapitalistyczny, a socjalizm – redystrybucyjny Est skandalicznym uproszczeniem. Wszystkie trzy ideologie powstały w erze oświecenia, w epoce przejścia z feudalizmu w kapitalizm, w której elity postulowały bądź konserwację, bądź reformę, bądź utopijną konstrukcję czy rewolucję, lecz tak było w XVIII wieku, teraz żyjemy w erze kapitalizmu, i utopie lewicy i prawicy zostały wygłuszone, co nie znaczy, ze konserwatyści, liberałowie i socjaliści zniknęli, nie tylko nie zniknęli ale mają się dobrze. Musimy pamiętać, że np. liberałowie popierają kapitalizm nie dlatego, że jest kapitalizmem, lecz dlatego, że daje większe szanse inwencji jednostki, a konserwatyści  byli neofeudałami ponieważ feudalizm kojarzył im się ze starą hierarchiczną elitą, tak więc ekonomia, tak samo jak religia nie przesądzają ani trochę o przynależności do lewicy, centrum i prawicy. Liberałowie walczą o prawa jednostki, socjaliści o równość społeczną, a konserwatyści o hierarchię i poszanowanie tradycji, rola ekonomii i religii w tych podziałach jest wtórna i w dużym stopniu przypadkowa, trzeba o tym pamiętać. Gdyby zaproponowano nowe systemy ekonomiczne, ideolodzy trzech wielkich idei zmieniliby front w sprawach ekonomii, zależności od zgodności z ich myślowymi nawykami i przekonaniami. 
Dla starożytnego Rzymianina o poglądach konserwatywnych społecznie np. Petroniusa czy Cidero, chrześcijaństwo było skrajną rewolucyjną lewicą. Tą tradycję rozumieli znakomicie Hume i Nietzsche. Dla (najprawdopodobniej) ateisty Hume’a rozpasana religia była oczywistą inspiratorką rewolucji np. tej purytańskiej z lat 40. i 50. XVII wieku w Anglii. Dla religianta (najprawdopodobniej kryptokatolika, bowiem katolicyzm i ateizm były tabu  w anglikańsko-kalwińsko-kwakiersko-deistycznej Brytanii XVIII wieku) Burke’a rewolucyjny był ateizm, czy antyklerykalizm, które ten mylnie utożsamiał. Burke tworzył swe wyobrażenia w oparciu o antyklerykalizm rewolucji francuskiej,i ten fakt w połączeniu z wytworzeniem się wówczas podziału na lewicę i prawicę spowodował utożsamienie prawicy, religianctwa i tradycjonalizmu w jednym. Tradycja europejska jest chrześcijańska, ale jest też antyczna. Wielu myślicieli antyku łączyło w sobie umiłowanie pewnych wolności z ateizmem. Tak było np. w przypadku Lucetiusa i Cicero. Jednocześnie byli oni też nieco konserwatywni społecznie, innowacje intelektualne nie powinny jak uważał Cicero naruszać struktury społecznej, nie na darmo był on szefem stronnictwa optymatów czyli patrycjatu strzegącego ścisłego cenzusu wyborczego i przywilejów tych „lepszych”. Taki republikański konserwatyzm, połączony z  liberalizmem obyczajowym i sceptycyzmem religijnym odnajdziemy też np. w XVIII-wiecznej Republice Zjednoczonych Prowincji Niderlandów, w której utrakalwińscy pastorzy popierali tendencje demokratyczne. Kler czasem pomagał w zachowaniu spoistości narodu – tej filozoficznej koncepcji wspólnoty powstałej na przełomie XVIII i XIX wieku, a czasem przeszkadzał, co w warunkach przenikania nacjonalistycznego myślenia do liberalizmu, konserwatyzmu i socjalizmu w XIX wieku, prowadziło do wykształcenie się klerykalnego (Hiszpania, Polska), lub antyklerykalnego etosu narodowego (Czechy, Francja), który zwykle próbuje zawłaszczyć lokalny konserwatyzm, zwłaszcza w przypadku klerykalnego etosu narodowego.
Bóg to prawica, lud to lewica? Niekoniecznie. Bardziej od intelektualnych założeń liczą się wnioski, a do konserwatywnych społecznie wniosków dochodzili zarówno religianci jak i sceptycy. Konserwatywny społecznie, choć liberalny obyczajowo był ateista Hume, choć akceptował on nadejście ery kapitalizmu. Konserwatywny społecznie i w dodatku niechętny kapitalizmowi, był deista, libertyn i orędownik interesów szlachty Bolingbroke. Antyczny patrycjuszowski konserwatyzm oparty na pięknie, sile, prawdzie, i odwadze  chciał wskrzesić miłośnik antyku i wróg chrześcijaństwa Nietzsche (w opozycji do chrześcijańskiej idei męczeństwa i poniżenia). 
Dość typowa do dziś jest  postawa „prawicowego wolterianina”. Voltaire był umiarkowany we wszystkich zagadnie niech społecznych z wyjątkiem politycznej władzy religii, którą chciał obalić. Jako przekonany deista dystansował się od ateizmu uważając, że ateistami mogą być filozofowie jak byli nimi Diderot i Holbach, lecz rzeczą niebezpieczną byłoby, gdyby tak samo ateistyczny był lud. Voltaire był także mocno konserwatywny społecznie usiłując godzić ideał szlachcica, czy raczej gentlemana z ideałem intelektualisty, nie wyobrażał sobie, by z jednej strony demokratyzm i ateizm  z drugiej mogły okazać się konstruktywne społecznie. Mylił się podwójnie. Po pierwsze zapomniał, że jego mistrz Bayle dowodził, że religia nie stanowi żadnych hamulców przeciw kryminogennym skłonnościom ludu, jak i o samym fakcie, że religijność ludu często bywa bardzo fasadowa, choć zapewne nie sądził, ze lud jest w stanie pojąć coś więcej niż wyuczone formułki. Jego postawa wynikała wiec ze sceptycyzmu i rezygnacji, i nie miała wiele wspólnego z typowo feudalną afirmacją tego iż każdy powinien znać swoje miejsce w szeregu, by wszyscy byli szczęśliwi (jak widzimy np. w myśli neofeudałą i konserwatysty Karla von Hallera). Niemniej jednak taka postawa kiedy religijny sceptyk w imię ładu społecznego afirmuje religię przetrwała do dziś, czego przykładem może być XX-wieczny zwolennik monarchii katolickiej, ateista Charles Maurras czy w dzisiejszej Polsce prof. Wolniewicz. Wielu deistów i sceptyków także afirmuje religię jako strażniczkę ładu społecznego (jak np. Janusz Korwin-Mikke w Polsce). Ten sposób myślenia ma wielką tradycję. Monarchowie oświeceni traktowali religię instrumentalnie uważając, że wierzącymi rządzi się łatwiej, co wynikało także z faktu, iż nie wiedzieli jakby się rządziło niewierzącymi, a rewolucja francuska, której przywódcy często tępili ateizm (np. Robespierre) wydała im się przede wszystkim skutkiem odejścia od wiary i spuszczenia ludzi z klerykalnego łańcucha. Taka postawa dostosowywania ideologii religijnej do potrzeb państwa doczekała się już mnóstwa krytyków, z drugiej strony w odniesieniu np. do obecnej arabskiej wiosny katoliccy konserwatyści skłonni są temperować religijny entuzjazm muzułmanów tej części świata, co stoi w sprzeczności z ich przekonaniem o stabilizującej roli religii, ale zawsze można powiedzieć, iż istnieją religie „właściwe” i „niewłaściwe”. Katoliccy konserwatyści nie widza zwykle wspólnego mianownika między ich próbami rechrystianizacji państwowych instytucji, a islamskim sprowadzaniem religii i polityki do jednej całości, podkreślając wolnościowe jakoby aspekty chrystianizmu (np. Thomas Woods). 
Dziś nie brak społeczeństw zdominowanych przez światopogląd ateistyczny, lub sceptycyzm religijny (Francja, Holandia, Szwecja, Czechy, Kanada, Wielka Brytania itd.) a jednak nie dochodzi tam do jakichś aktów politycznego rozpasania i rozpadu struktur politycznych. Elity polityczne nie są wprawdzie zamknięte na nowych ludzi, jak przystało na założenia społeczeństwa otwartego, lecz ich autorytet nie jest zwykle kwestionowany, podobnie jak konieczność istnienia rządu, administracji, elit, a nawet tzw. autorytetów moralnych. W takich warunkach argumenty zarówno prawicy religijnej jak i prawicowych wolterianów trącą intelektualną moc i zaczynają pachnieć interesownym sekciarstwem. Ateiści istnieli już w wieku XVII i XVIII i już wtedy mieli oni bardzo urozmaicony światopogląd religijny. Zdarzali się wśród nich republikanie  (Spinoza, Diderot), zwolennicy monarchii absolutnej (Hobbes), czy monarchii konstytucyjnej w stylu angielskim (Holbach, Hume, Toland). Ta ostatnia grupa tj. konstytucjonaliści mogą być identyfikowani jako liberałowie, z racji obrony konstytucyjnych praw jednostki, lecz jednocześnie stanowili oni reformistyczną prawicę  wobec utopijnych republikanów typu Rousseau (nota bene wierzącego kalwinisty) czy van der Endena. 
W XIX wieku było mnóstwo wybitnych pobożnych liberałów (Guizot, Gladstone) czy pobożnych socjalistów (Lammenais, Carlyle), z których pierwsi atakowali kapitalistyczne porewolucyjne status quo, a drudzy je atakowali, często korzystając z konserwatywnego arsenału argumentów (co ciekawe i Lammenais i Carlyle byli przez jakiś czas konserwatystami, co dowodzi wspólnej utopijnej bazy socjalizmu i konserwatyzmu). Liberałowie nie stali się jednak konserwatystami dlatego, ze liberalizm zwyciężył. Popierają oni prawa jednostki, jak słusznie zauważa Hayek, dlatego, ze są dobre, a nie dlatego, że stanowią element tradycji, choć w tradycyjnie oświeconych USA łatwo o pomyłkę, która skutkuje m.in. wykoślawieniem amerykańskiego liberalizmu Niemniej jednak prawica to nie tylko konserwatyzm, ale także obrona celowości istniejących instytucji, stąd w różnych państwach na prawicy w parlamentach zasiadają rozmaite koalicje konserwatystów chrześcijańskich, chadeków (często głoszących de facto lewicowe postulaty), prawicowych wolterianów, klasycznych liberałów i liberałów rewizjonistycznych. Prócz pierwszych dwóch wymienionych grup nie brak w nich ateistów, a już na pewno nie brak deistów i sceptyków religijnych, stąd kłótnie na przykład między nie-chrześcijańskimi społecznie brytyjskimi czy holenderskimi konserwatystami i klasycznymi liberałami, a ich odpowiednikami np. w Polsce i USA. W Holandii prawicę tworzą dziś oświeceniowi liberałowie walczący z postmodernistyczną multikulturalną (pro-islamską) lewicą, podobnie zaczyna być i w innych państwach. W takim świecie ateista i skruszony ex-trockista Christopher Hitchens też był swego rodzaju prawicowcem (oczywiście raczej prawicowym liberałem niż konserwatystą), chwaląc w imię walki o swobody jednostkowe, atak USA na Irak.
Oczywiście chrześcijańscy konserwatyści twierdzą często, że tylko oni są prawdziwą prawicą, de facto twierdząc, iż cokolwiek zrobią, będzie to prawicowe. Tak to jednak nie działa. Projekty takie jak na przykład ogłoszenie Chrystusa królem Polski są rewolucyjne, a nie konserwatywne, bo nie mają nic wspólnego z polską tradycją polityczną. Warto pamiętać na przykład o rewolucji jaką wspólnie przeprowadzili komuniści i islamiści w Iranie (potem pierwsi zwrócili się przeciw drugim) przeciw oświeconej monarchii absolutnej szacha, który posłusznym gwarantował sporo swobód. Pamiętajmy też o całym wielkim świecie Azji i Afryki, który nie uznaje europejskich koncepcji podziałów politycznych, w tym i o ateistyczno-panteistycznych Chinach (z ich konserwatywnym ateistycznym konfucjanizmem) i animistycznej Japonii, gdzie bez jedynego bóstwa istnieją prawdziwe: prawica, centrum i lewica. W Japonii liberalne gazety lubią „bluźnierczo” żartować z obyczajów cesarskiego dworu, ale to nie dlatego są liberalne, lecz dlatego, że wspierają tam szanse samorealizacji jednostek, w tym emancypacyjne dążenia kobiet, które w porównaniu z Zachodem nadal tam raczkują. To, że zorganizowana religia te dążenia próbuje często tłamsić to inna sprawa.
Prawica laicka, a nawet ateistyczna istniała więc zawsze, od starożytności do dziś, może z przerwą na tysiąc lat teokracji średniowiecznej, w czasie której rolę państw przejęli de facto feudałowie, więc dialogi tradycji, wolności i równości powinny być chyba rozpatrywane w skali mikro, tj. konkretnych dóbr szlacheckich. Pobłażający chłopom szlachcic mógłby próbować zostać choć po części liberałem w ramach tego nieliberalnego hierarchiczno-kolektywistycznego systemu politycznego jakim jest feudalizm. Dziś prawica laicka jest coraz częstszym zjawiskiem, odkąd postmodernizm i multikulturalizm atakuje zarówno wartości konserwatywne, jak i liberalne, które czasem, jak np. w USA są ze sobą nierozerwalnie związane.